Jordania – Królewska podróż

Mój artykuł dla Prestiż magazyn szczeciński 193 (kwiecień 2025)

Królestwo Jordanii jest jednym z najbezpieczniejszych państw Bliskiego Wschodu, które w niezwykły sposób łączy starożytną historię z nowoczesnym, kosmopolitycznym życiem. Wezwania do modlitwy płynące z wysokich minaretów przeplatają się tu z dźwiękami kościelnych dzwonów, kobiety w kolorowych hidżabach uśmiechają się do tych, którym religia nie nakazuje zakrywania włosów, natomiast herbata stanowi jedyny w swoim rodzaju gest szacunku łączący ludzi z najróżniejszych zakątków globu. Wśród drapaczy chmur, ruin dawnych miast oraz skrytych w mroku wąwozów poznałam legendarną gościnność mieszkańców Jordanii,
a wspomnienie tej podróży ma w sobie to samo ciepło, co rozgrzany słońcem pomarańczowy piach Wadi Rum.  

Mieszanka doskonała
Swoją podróż po stolicy Jordanii, Ammanie rozpoczynam od wizyty w niepozornej jadłodajni Hashem założonej w 1956 roku, gdzie serwowane są najlepsze falafele na świecie, którymi delektować ma się sam król Abd Allah II ibn Husajn wraz ze swoją rodziną. Restauracja czynna przez całą dobę nieustannie wypełniona jest radosnym gwarem,
a chętni do spróbowania pozycji z menu, które istnieje wyłącznie w formie ustnej, stoją w długich kolejkach, aby skosztować słynnych, świeżo wypiekanych kulek
z ciecierzycy. Już po pierwszym kęsie wiem, że chrupiące falafele połączone z obłędnie pysznym humusem, listkami mięty, soczystymi pomidorami oraz puszystym chlebkiem są jedną z najlepszych rzeczy, jaką w całym swoim życiu jadłam i stanowią zapowiedź udanej podróży po Jordanii.Kiedy kończę posiłek żałując, że ta kulinarna przygoda nie może trwać w nieskończoność, kieruję się do okazałej cytadeli uważanej za najważniejszy zabytek miasta. Wznoszą się na niej ruiny świątyni mitycznego Herkulesa, pozostałości kościoła bizantyjskiego oraz pałacu Umajjadów otoczone z każdej strony przez fale białych domów tworzących rozległą metropolię. Spośród nich w górę pnie się wysoki na 126 metrów maszt z flagą kraju, która powiewając dostojnie nad pobliskimi wzgórzami, napawa widoczną dumą mieszkańców stolicy.

Około 50 km na północ od Ammanu znajduje się miasto Jerash założone między III a IV wiekiem p.n.e. przez samego Aleksandra Wielkiego i jego generała Perdikkasa, które skrywa w sobie ruiny jednego z najlepiej zachowanych rzymskich miast z okresu starożytności na całym świecie. Ogromne forum owalne, dwa teatry, liczne łaźnie, hipodrom z widownią na 15 tysięcy osób oraz dziesiątki świątyń sprawiają, że pomimo palącego słońca i wszechobecnego pyłu niektórzy odwiedzający to miejsce kroczą dostojnie z mocno wyprostowanymi plecami – zupełnie jak Rzymianie, którzy w 63 r. p.n.e. podbili miasto i otaczające go ziemie, wciągając je pod protektorat Rzymu.

Poniżej horyzontu
Trasa mojej podróży biegnie na południe i spędzam ją na wymianie licznych uśmiechów z przydrożnymi sprzedawcami, którzy próbują przekonać mnie, że do szczęścia potrzebuję całej torby dorodnych granatów, a nie tylko jednego. Po zaledwie godzinie jazdy z Ammanu docieram do najniżej położonego punktu na lądzie – Morza Martwego, które wypełnia część głębokiej doliny ryftowej przecinającej Jordanię. Jego woda o niemal dziesięciokrotnie większym zasoleniu, niż ta w oceanach jest zupełnie pozbawiona życia i wyklucza zanurzenie, oferując w zamian możliwość swobodnego unoszenia się na jej powierzchni. W brzegach zbiornika ukryte jest ciemnoszare, pełne cennych minerałów błoto odżywiające skórę jak żaden inny produkt na świecie, które z powodzeniem łagodzi stany zapalne oraz wszelkie alergie skórne. Kilkadziesiąt minut po wysmarowaniu ciała szarą glinką ze sporym wysiłkiem próbuję zanurzyć się w ciepłej wodzie, a już pierwsze chwile po kąpieli przynoszą uczucie lekkości i głębokiego relaksu oraz przyjemnie wygładzoną skórę. Morze Martwe, którego lustro znajduje się obecnie na 439 m p.p.m., słynie z surowego i niedostępnego brzegu skrywającego w sobie wielkie niebezpieczeństwo.

Choć dzikie plaże kuszą z daleka swoim bajkowym urokiem oraz wizją całkowitej prywatności, dostanie się do nich wymaga zejścia ze stromych zboczy pełnych osuwających się kamieni, lepkiego błota oraz ton porzuconych śmieci. Każdego roku poziom wody w morzu drastycznie spada, a wraz z nią obniża się poziom wód gruntowych, które wypłukują podziemne warstwy solanki w pobliżu linii brzegowej. Napływająca słodka woda rozpuszcza warstwy soli, tworząc podpowierzchniowe wgłębienia, a te z czasem przeradzają się w dziury o najróżniejszych rozmiarach. Miejsce ich wystąpienia jest niemożliwe do przewidzenia, dlatego tak niebezpieczne jest chodzenie samotnie brzegiem tego akwenu – nowo powstały otwór może mieć zaledwie metr głębokości, ale może mieć również dwadzieścia i pochłonąć ze sobą wszystko, co jest ponad nim. Jordania słynie z obecności jednej z najstarszych nieprzerwanie działających wspólnot chrześcijańskich na świecie, a miejsca położone w pobliżu Morza Martwego takie jak góra Nebo, z której Mojżesz ujrzał Ziemię Obiecaną, niewielka oaza u brzegów rzeki Jordan, gdzie Jan Chrzciciel ochrzcił Jezusa z Nazaretu czy cerkiew św. Jerzego w Madabie, której wnętrza zdobi datowana na VI wiek mapa przedstawiająca Ziemię Świętą odwiedzane są przez liczne pielgrzymki wyznawców wszystkich religii abrahamowych.  

W poszukiwaniu ukrytego miasta
Dzień, w którym postanawiam odwiedzić jeden z siedmiu nowych cudów świata rozpoczynam znacznie wcześniej, niż planowałam – wszystko za sprawą muezzina, który na długo przed nastaniem świtu nawołuje okolicznych mieszkańców do porannej modlitwy z minaretu znajdującego się tuż za oknem mojego pokoju. Droga w kierunku legendarnej Petry, czyli miasta wykutego w skałach przez lud Nabatejczyków ponad dwa tysiące lat temu prowadzi przez wąwóz Al-Siq pogrążony o wczesnym poranku w całkowitych ciemnościach. Wędruję w zupełnej ciszy między wysokimi na niemal 80 metrów ścianami, mając wrażenie, że z każdym krokiem cofam się w czasie o setki lat. Nabatejczycy byli jednym z najpotężniejszych ludów zamieszkujących Bliski Wschód, którzy potrafili przeciwstawić się samej pustyni. Początkowo trudnili się rabunkiem, napadając na bezbronne karawany, lecz z czasem zaczęli nakładać na nie podatki w zamian za ochronę, co przyniosło im wielkie bogactwa oraz pełną kontrolę ekonomiczną nad starożytnym szlakiem handlowym łączącym Arabię ​​z Europą i Afryką. W II wieku p.n.e. ich stolicą została Petra – pustynna forteca, która ukryta między skałami olbrzymiej doliny, dawała przewagę nad najeźdźcami oraz oferowała schronienie tym, którzy pragnęli bezpiecznie przetransportować skarby z dalekich ziem takie jak kadzidło, przyprawy, tkaniny, metale szlachetne czy perfumy. Skalne ściany Al-Siq wciąż są przyozdobione pozostałościami po akweduktach i kanałach stanowiących wyrafinowany system przechowywania wody, z którego dawniej słynęło miasto. Gdy jeden z zakrętów wąskiego wąwozu zupełnie bez ostrzeżenia staje się tym ostatnim, kończąc nagle moją samotną wędrówkę, podarowuje mi widok, jakiego nie da się zapomnieć. Zza ukrytych w mroku skał przygląda mi się piaskowo-różowa fasada potężnego Al Khazneh – Skarbca będącego symbolem Petry, który wieki temu w podobny sposób witał starożytnych kupców przybywających z Egiptu, Afryki Północnej czy Jedwabnego Szlaku. Obecnie, o tak wczesnej porze, ta wysoka na 40 metrów budowla otoczona jest tylko przez gromadę ziewających wielbłądów, które wraz ze swoimi wciąż zaspanymi opiekunami wyczekują nadejścia zwiedzających.

Miasto składa się z dziesiątek wykutych w skałach domów, okazałych grobowców oraz imponującego teatru mogącego pomieścić aż 8500 widzów i choć wciska się w wysokie ściany, tworząc spektakularny widok, jego najważniejszym zabytkiem jest Klasztor Ad Dajr zbudowany u podnóża wzniesienia Dżabal-Ad-Dajr. Aby się do niego dostać, muszę przejść około 800 schodów prowadzących na szczyt wysokiej góry. Wędrówka jest wymagająca, jednak niesamowite widoki wymuszają częste przerwy na chwilę zachwytu nad okolicą. Pokonywana na własnych nogach trasa trwająca około godziny niesie ze sobą większą przyjemność, niż przejażdżka na niewielkich osiołkach, które z wielkim trudem wspinają się po skalnych stopniach, dźwigając na swoich grzbietach turystów żądnych zobaczenia Petry bez choćby kropli własnego zmęczenia. Podziwiając różowe miasto, którego blisko 80% wciąż znajduje się pod piaskami pustyni trudno uwierzyć, że po niszczycielskim trzęsieniu ziemi w 363 roku popadło w zapomnienie i przez stulecia było znane jedynie miejscowym Beduinom, dopóki w 1812 roku o jego istnieniu nie przypomniał światu szwajcarski odkrywca Johannes Burckhardt. Gdy moja podróż po Petrze dobiega końca i po raz ostatni spoglądam na Al Khazneh, utwierdzam się w przekonaniu, że niemal wszyscy, którzy na niego patrzą, mają miny jak Indiana Jones oraz bohaterowie filmu „Ostatnia krucjata”, którym z wrażenia na widok Skarbca dosłownie odebrało mowę.

Inna planeta
Na południu Jordanii odnalazłam miejsce, w którym wiatr przemyka z głośnym świstem między splątanymi kanionami, a piaszczyste wydmy swoim intensywnym kolorem przywodzą na myśl czwartą planetę od słońca. Dolina Wadi Rum o niepowtarzalnej, czerwono-pomarańczowej szacie pełna jest tajemniczych petroglifów pozostawionych wieki temu przez koczownicze plemiona pasterskie, odcisków wielbłądzich stóp rozrzuconych na miękkim piasku oraz milionów gwiazd, które w bezksiężycową noc mrugają nieśmiało nad okazałymi, skalnymi mostami. Obszar ten od wieków zamieszkiwany jest przez Beduinów, którzy swoją legendarną gościnność okazują w prostym geście, jakim jest dzielenie się herbatą. Niepozorny napój podawany w małych szklankach, wzbogacany najczęściej świeżymi listkami mięty jest sposobem powitania oraz okazania szacunku wobec gościa i stanowi podstawę beduińskiej kultury, która łączy obecne pokolenia ze starożytnymi tradycjami ludów pustyni.

Jordania to miejsce pełne fascynującej historii, w którym największe religie świata przeplatają się ze sobą, współistniejąc w zgodzie od tysięcy lat. Bezpieczeństwo, niesamowita kuchnia oraz unikatowość narodowych skarbów takich jak Petra, Jerash czy Wadi Rum sprawiają, że ten niezwykły kraj rozkochuje w sobie przyjezdnych, otaczając ich gościnnością już od wielu lat.

Wskazówki dotyczące podróży do Jordanii

  1. Idź do restauracji Hashem tyle razy, ile zdołasz i zjedz tak dużo, jak się tylko da – ten posiłek będziesz wspominać do końca życia.
  2. Wyrywkowe kontrole policyjne są na porządku dziennym – nie przejmuj się tym, Panowie są przemili. Nas sprawdzali 7 razy w ciągu 4 dni.
  3. Idź do Petry tak wcześnie, jak to tylko możliwe, żeby zobaczyć Skarbiec bez tłumu ludzi. Uwierz mi, tego spotkanie nigdy nie zapomnisz.
  4. Weź ze sobą odpowiednio dużo jedzenia, żeby mieć siłę na wędrowanie po skalnym mieście. Nie korzystaj z ofert przejażdżki na osiołkach – są malutkie, a nogi dosłownie im się ROZJEŻDŻAJĄ, gdy wspinają się w górę po ośmiuset skalnych schodach, niosąc na grzbietach leniwych turystów. Nie bądź jednym z nich.
  5. Jeśli zależy Ci na zobaczeniu pięknych, nierozjeżdżonych przez samochody wydm na Wadi Rum, powiedz o tym przewodnikowi – może zna miejsce, gdzie nie docierają regularne wycieczki, choć może to być bardzo trudne.
  6. Na terenie Jordanii znajduje się tylko jedna oficjalna plaża nad Morzem Martwym, ale bezpieczne miejsce przy brzegu z nieograniczonym dostępem do glinki znajdziesz szybciej, niż Ci się wydaje – po prostu idź tam, gdzie są lokalsi.

error: Content is protected !!